Pisałam kiedyś, że wolontariat wolontariatem, ale że moja „misja” z nim związana trwa nadal…
Zostało mi trochę wyrobów skórzanych zrobionych w Nyahururu, więc pomyślałam, że znów można je sprzedać i przy okazji zrobić zbiórkę na sierociniec dla dzieci z wirusem HIV. Jak pomyślałam tak zrobiłam. I znów ks. Marek (proboszcz) okazał się bardzo gościnny, polecił by napisać notatkę o zbiórce już tydzień wcześniej, by ludzie mogli się na nią przygotować… W sam dzień zbiórki kazał mi przyjść na śniadanie, a potem uraczył sytym obiadem.
Dzień był ciepły, ładny, więc perspektywa siedzenia na 8 mszach nie wydawała się taka straszna. Rano Krzysiek pomógł mi przywieźć rzeczy i dwie duże oprawione fotografie (z wystawy Spotkani w Podróży). Posiedział trochę przy sklepiku, więc nie byłam sama.
Siedząc tak kilka godzin przed kościołem mogłam patrzeć na ludzi, przed i po nabożeństwach, rozmawiać z nimi i trochę pohandlować ;). Spotykałam ludzi, którzy pytali o miejsce, w którym byłam, o codzienność, warunki życia. Dzieci wybierały sobie zdjęcia z dzikimi zwierzętami, jeszcze inni wybierali te na których jestem, bo jak zwykle wydrukowałam ich setki na pamiątkę tego dnia…
Był też jeden pan, który prócz swojej ofiary dał mi małą żółtą kopertkę od sąsiadki. Sama już nie wychodzi, ale jak usłyszała, że będzie zbiórka na misje – chciała coś dać. Koperta była enigmatycznie, ładnym kaligraficznym pismem opisana „Of.Na.M.Ś.” – miało to znaczyć, jak myślę „Ofiara na Misje Święte”. W domu otwarłam kopertę i było w niej aż 100 zł. Dla tej kobiety było to, myślę, dużo, może nawet taki „wdowi grosz…”.
Inny pan też wrzucił ofiarę za sąsiada, który był chory i za siebie.
Niesamowite, że tak mocno się w to zaangażowali. I ci co chcieli dać i ci co przekazywali te pieniądze. Każdy z nich zaznaczał, że część jest od nich, a część od sąsiadów.
Był też jeszcze inny starszy pan, ubrany elegancko, ten również dał ofiarę w kopercie. W domu nie wierzyłam własnym oczom – 500 zł, słownie pięćset. Zamurowało mnie, do dziś.
A poza tym prócz wcześniej wspomnianych rozmów sypały się 5, 10, 20, czasem i 50 i 100 do puszek…
Wieczór, ostatnia msza św., właściwie już ciemno, niewielu już ludzi i podchodzi młoda kobieta. Ogląda zdjęcia, rozmawiamy i… nie może oderwać wzroku od zdjęcia z wystawy z „najsmutniejszym chłopcem mieszkającym w najpiękniejszym miejscu w Kenii jakie widziałam.” Wrzuca pokaźną sumę i od tej pory zdjęcie należy do niej. Wraz z mężem odwozi mnie do domu.
W rezultacie to sprzedaż rzeczy z warsztatów osób niepełnosprawnych była dodatkiem do wielkiej zbiórki na sierociniec. Życie pisze swoje scenariusze. W przeliczeniu uzbierałam ponad 900 Euro! Ale dzieciaki się ucieszą! Będzie można kupić im lepsze jedzenie i zapłacić na lekarstwa. Może też wystarczy na przybory szkolne i jakieś drobne przyjemności. Teraz pozostaje mi tylko znaleźć najlepszy sposób przekazania tam pieniędzy, jak się nie uda „z ręki do ręki”, to jakimś najtańszym przelewem… (Znowu się czegoś nowego przy tej okazji nauczę 😉 )
Zwykła sprawa, siedzenie przez kilka godzin dała mi okazję zobaczyć hojnych ludzi, ludzi z sercem, takich, którzy może sami nigdy tak daleko nie pojadą, ale cząstka ich serca, tu w formie pieniędzy, pojedzie tam i wspomoże chore dzieci. Ten dzień dał mi o wiele więcej niż myślałam. A wiara w dobro ludzi się potwierdziła.
***
Z raportu dla parafii po zbiórce:
„Podczas zbiórki w zeszłą niedzielę z okazji Tygodnia Misyjnego uzyskano 4662 zł. Z tego, ze sprzedaży wyrobów skórzanych 797 zł. Te pieniądze zostaną przekazane warsztatom osób niepełnosprawnych. Druga kwota, uzbierana z datków do puszek 3865 zł zostanie przekazana na sierociniec dzieci z wirusem HIV w Kenii, w Nyahururu. Serdecznie dziękujemy wszystkim parafianom za wielką hojność i serce dla misji!”
***
Dopisek z 19/02/2014
Fragment maila potwierdzającego otrzymanie pieniędzy przez dzieci w sierocińcu:
„We received your donation of 770 pounds which we translated with the rate of 139.4 which amounted to Kshs 107,338. we are very grateful and pray that the Lord may reward you abundantly. It was and is useful because through it we have been able to pay hospital bills for the children and especially Winnie who have been for long in the hospital and is still there. We have also paid school fees and school uniforms, bags and shoes for the children and be abundantly blessed as you continue serving the Lord. […] The children are fine and are sending greetings. They are continuing with their studies well and are doing fine.
We love and miss to meet with you. Lets join hand as we pray for each other. May you be blessed by the Lord now and Forever.
with love and prayer
Sr. Agnes
for talitha kum children’s home.