Strona główna

Występ za występ…

Dodaj komentarz

Kolejny kwietniowy wyjazd, tym razem do Integracyjnej Szkoły Podstawowej w Radwanowicach. To był dopiero dzień! Dwa „seanse” o rówieśnikach z Kenii, najpierw z klasami 1 – 3, później 4 – 6. Maluchy wykupiły pół sklepiku, najbardziej chodliwe były portfeliki w jaskrawych kolorach. Dzieciaki słuchały z zainteresowaniem, już w trakcie zadawały pytania, można powiedzieć – wizyta jak w innych szkołach. ALE, po pokazach poszłam gościnnie do klasy II na lekcję muzyki. Uczyli się o różnego rodzaju bębnach, też tych afrykańskich – djembe. Później była nauka piosenki w afrykańskich rytmach. A że klasa jest wyjątkowo zdolna muzycznie, szybko im to poszło i… wymyślili, że mi zaśpiewają i zatańczą piosenkę z Króla Lwa. Mikołaj podszedł do mnie blisko, uśmiechnął się swoim pięknym „kasownikiem” i powiedział „Przedtem pani nam dała występ, to teraz my damy występ pani”. Ukłonił się pięknie i nastąpiło przedstawienie. Zaangażowanie było ogromne, emocji moc! Na koniec Oskar odkrył, że dałam mu zdjęcie, na którym jestem. Mało nie przebił sufitu, tak skakał z radości, oczywiście dostał specjalną dedykację. Jak się można domyślić, za moment miałam kolejkę wszystkich dzieciaków, które dostały zdjęcia (po pokazie był quiz, za dobrą odpowiedź można było dostać taką właśnie nagrodę). Czułam się jak celebrytka wpisując dedykacje :).

Umówiliśmy się na początek następnego roku szkolnego na pokaz o safari, zwierzętach, roślinności i krajobrazach Kenii. Zatem do zobaczenia! Jambo kochani, jesteście wspaniali!

Maraton w ramach Dnia Misyjnego

Dodaj komentarz

Zaraz, zaraz, jak ja „dobiegłam” do tej szkoły? Już wiem. Miałam pokaz w Niepołomicach, „3 Bramy Kenii”, na którym była pewna pani, która ma znajomą nauczycielkę w gimnazjum. Przez Kamilę – organizatorkę niepołomickich pokazów „Podróże małe i duże” – dostała mój numer telefonu i umówiłyśmy się na 30 kwietnia. To był Dzień Misyjny w szkole. Prócz mnie były jeszcze 2 zakonnice – Dorota i Bogna, zakonnik z wieloletnim stażem pracy misyjnej w Kongo i świecki misjonarz. Każdy z nas miał swoje historie i przeżycia. Dla dzieciaków to też był maraton – z klasy, do klasy, z piętra na piętro, na nowe opowieści. Bieganina słów i obrazów. Cztery różne trasy. Do tego był jeszcze kiermasz z loterią i Gminny Konkurs Wiedzy o Papieżu Janie Pawle II.

 Byłam pod wielkim wrażeniem pani Ani (katechetki, organizatorki i koordynatorki całego projektu) i uczniów z Koła Misyjnego. To był ogrom pracy! Ja także byłam „zaopiekowana” od stóp do głów. Miałam przez cały dzień do pomocy dwie dziewczynki, od przynoszenia tego i owego, pokazywania mi, gdzie co jest w szkole. One były najbiedniejsze – cztery razy musiały słuchać tego samego. Pod rząd! Dotrwały do mety. Gratuluję!

Na zakończenie dnia dostałam też cudne podziękowanie, książkę, no i… przepyszny obiad. Takich spotkań długo się nie zapomina…

*****

Gimnazjum im. Króla Władysława Jagiełły w Niepołomicach

W cztery strony Małopolski…

Dodaj komentarz

Właściwie tak, moje pokazy w szkołach mnożą się same. Od słowa do słowa, od znajomych do znajomych, od szkoły do szkoły… w cztery strony Małopolski. Zanoszę tam afrykański świat, ale sama obserwuję ten nasz, polski. Jedna szkoła bogatsza, zadbana, taka z niezliczoną ilością kółek zainteresowań i licznymi klasami, a druga bez dotacji, też trochę bez większej nadziei na jutro… A zajmuje się młodzieżą, której powinno się poświęcić więcej uwagi.

Dzieciaki oglądają Kenię i swoich rówieśników, a ja oglądam ich. „Nasze dzieci” z podstawówek i z gimnazjów są naprawdę fajne! Chwilami rozbrykane, jak te młode koziołki, ale i słuchające z zainteresowaniem. Czasem z zadziwieniem, że można, aż tak mało mieć i żyć… Inne ze znudzeniem w oczach, wierceniem się na krześle, jakby mówiły „A co mnie to obchodzi, ja też mam niełatwo. Do tego Afryki mi nie trzeba”. W nich, mam nadzieję, że zasieje się ziarenko, że nawet w takich, bardzo trudnych domach, jest możliwe, jak w Kenii, by komuś się powiodło – oby pomyśleli, że im, oby im to dodało odwagi.

Kochane są te nasze, polskie dzieci, tak samo i afrykańskie. I jedne i drugie mają świat swoich problemów. Oby były nimi tylko te dziecięce. I w Polsce i w Kenii, a co tam – i na całym świecie.

*****

Oto kilka szkół, w których gościłam i osoby dzięki którym się tam znalazłam…

1. Niepubliczna Szkoła Podstawowa w Zelkowie (Karolina)

2. Gimnazjum Nr 3 im. ks. Jana Twardowskiego w Klikuszowej (Kinga)

3. Zespół Szkół nr 1 im. Jana Kochanowskiego w Raciechowicach (Krysia)

4. Zespół Szkół nr 3 w Krakowie (Kasia)

Bramy i Pączki…

Dodaj komentarz

Ostatni pokaz „3 Bramy Kenii” miałam ponad rok temu. Znów odżywają miejsca i wydarzenia… Na końcu herbata po kenijsku (taka zmodyfikowana „bawarka”, mocniejsza nieco i okrutnie słodka). Kolejne spotkanie z ludźmi, nowe ciekawe pytania. 3 godziny minęły jak nic! Piękne było móc przeżyć to kolejny raz.

Skąd pomysł, by znów wrócić w to miejsce? Kamila, organizująca pokazy od kilku miesięcy w Niepołomicach proponuje slajdowisko. Czytając ostatni wpis na blogu proponuje akcję zbiórki pieniędzy. Szybko się zastanawiam jaki cel wybrać, bo „moi” zostali już „zaopatrzeni” październikowymi datkami. I na facebooku pojawia się akcja Wyślij pączka do Afryki. Piotrka, jednego z koordynatorów akcji znam z „Cappuccino dla Afryki”. Po ostatnich krwawych zamieszkach w Republice Środkowej Afryki trzeba tam zadziałać od razu. Wiadomo, cywile tracą najwięcej, mimo iż tak niewiele mają… I tak oto po slajdowisku pozbieraliśmy do puszki pieniądze na „pączki, od których rośnie serce, a nie brzuch”. 287 zł! Dużo, jak na jedno spotkanie. Na drugi dzień przelew i akcja zakończona sukcesem. Finał w Tłusty Czwartek, można zatem bardziej powiększyć sobie serce i brzuch też, bo są cukiernie które specjalnie na tę akcję przygotują pączki…

1A-WP_20140220_006 mini 2A-WP_20140220_011 mini3A-WP_20140220_004 mini

Niedziela z misją w tle… czyli hojność i serce

1 komentarz

Pisałam kiedyś, że wolontariat wolontariatem, ale że moja „misja” z nim związana trwa nadal…

Zostało mi trochę wyrobów skórzanych zrobionych w Nyahururu, więc pomyślałam, że znów można je sprzedać i przy okazji zrobić zbiórkę na sierociniec dla dzieci z wirusem HIV. Jak pomyślałam tak zrobiłam. I znów ks. Marek (proboszcz) okazał się bardzo gościnny, polecił by napisać notatkę o zbiórce już tydzień wcześniej, by ludzie mogli się na nią przygotować… W sam dzień zbiórki kazał mi przyjść na śniadanie, a potem uraczył sytym obiadem.

Dzień był ciepły, ładny, więc perspektywa siedzenia na 8 mszach nie wydawała się taka straszna. Rano Krzysiek pomógł mi przywieźć rzeczy i dwie duże oprawione fotografie (z wystawy Spotkani w Podróży).  Posiedział trochę przy sklepiku, więc nie byłam sama.

Siedząc tak kilka godzin przed kościołem mogłam patrzeć na ludzi, przed i po nabożeństwach, rozmawiać z nimi i trochę pohandlować ;). Spotykałam ludzi, którzy pytali o miejsce, w którym byłam, o codzienność, warunki życia. Dzieci wybierały sobie zdjęcia z dzikimi zwierzętami, jeszcze inni wybierali te na których jestem, bo jak zwykle wydrukowałam ich setki na pamiątkę tego dnia…

Był też jeden pan, który prócz swojej ofiary dał mi małą żółtą kopertkę od sąsiadki. Sama już nie wychodzi, ale jak usłyszała, że będzie zbiórka na misje – chciała coś dać. Koperta była enigmatycznie, ładnym kaligraficznym pismem opisana „Of.Na.M.Ś.” – miało to znaczyć, jak myślę „Ofiara na Misje Święte”. W domu otwarłam kopertę i było w niej aż 100 zł. Dla tej kobiety było to, myślę, dużo, może nawet taki „wdowi grosz…”.

Inny pan też wrzucił ofiarę za sąsiada, który był chory i za siebie.

Niesamowite, że tak mocno się w to zaangażowali. I ci co chcieli dać i ci co przekazywali te pieniądze. Każdy z nich zaznaczał, że część jest od nich, a część od sąsiadów.

Był też jeszcze inny starszy pan, ubrany elegancko, ten również dał ofiarę w kopercie. W domu nie wierzyłam własnym oczom – 500 zł, słownie pięćset. Zamurowało mnie, do dziś.

A poza tym prócz wcześniej wspomnianych rozmów sypały się 5, 10, 20, czasem i 50 i 100 do puszek…

Wieczór, ostatnia msza św., właściwie już ciemno, niewielu już ludzi i podchodzi młoda kobieta. Ogląda zdjęcia, rozmawiamy i… nie może oderwać wzroku od zdjęcia z wystawy z „najsmutniejszym chłopcem mieszkającym w najpiękniejszym miejscu w Kenii jakie widziałam.” Wrzuca pokaźną sumę i od tej pory zdjęcie należy do niej. Wraz z mężem odwozi mnie do domu.

W rezultacie to sprzedaż rzeczy z warsztatów osób niepełnosprawnych była dodatkiem do wielkiej zbiórki na sierociniec. Życie pisze swoje scenariusze. W przeliczeniu uzbierałam ponad 900 Euro! Ale dzieciaki się ucieszą! Będzie można kupić im lepsze jedzenie i zapłacić na lekarstwa. Może też wystarczy na przybory szkolne i jakieś drobne przyjemności. Teraz pozostaje mi tylko znaleźć najlepszy sposób przekazania tam pieniędzy, jak się nie uda „z ręki do ręki”, to jakimś najtańszym przelewem… (Znowu się czegoś nowego przy tej okazji nauczę 😉 )

Zwykła sprawa, siedzenie przez kilka godzin dała mi okazję zobaczyć hojnych ludzi, ludzi z sercem, takich, którzy może sami nigdy tak daleko nie pojadą, ale cząstka ich serca, tu w formie pieniędzy, pojedzie tam i wspomoże chore dzieci. Ten dzień dał mi o wiele więcej niż myślałam. A wiara w dobro ludzi się potwierdziła.

***

Z raportu dla parafii po zbiórce:

„Podczas zbiórki w zeszłą niedzielę z okazji Tygodnia Misyjnego uzyskano 4662 zł. Z tego, ze sprzedaży wyrobów skórzanych 797 zł. Te pieniądze zostaną przekazane warsztatom osób niepełnosprawnych. Druga kwota, uzbierana z datków do puszek 3865 zł zostanie przekazana na sierociniec dzieci z wirusem HIV w Kenii, w Nyahururu. Serdecznie dziękujemy wszystkim parafianom za wielką hojność i serce dla misji!”

***

Dopisek z 19/02/2014

Fragment maila potwierdzającego otrzymanie pieniędzy przez dzieci w sierocińcu:

„We received your donation of 770 pounds which we translated with the rate of 139.4 which amounted to Kshs 107,338. we are very grateful and pray that the Lord may reward you abundantly. It was and is useful because through it we have been able to pay hospital bills for the children and especially Winnie who have been for long in the hospital and is still there. We have also paid school fees and school uniforms, bags and shoes for the children and be abundantly blessed as you continue serving the Lord. […] The children are fine and are sending greetings. They are continuing with their studies well and are doing fine.

We love and miss to meet with you. Lets join hand as we pray for each other. May you be blessed by the Lord now and Forever.
with love and prayer
Sr. Agnes
for talitha kum children’s home.

 

 

Festiwal Cappuccino, czyli Atlantyda dla Afryki

Dodaj komentarz

Festiwal Cappuccino 2013

Festiwal Cappuccino 2013

To był wrześniowy dzień, wpadł nam pomysł, by zaprosić jakiegoś ciekawego misjonarza na nasze „Atlantydowe” slajdowisko, by opowiedział o całkiem innej formie podróżowania.  Znaleźliśmy szalonego brata Benka i Piotrka. Szybko organizujemy spotkanie i wychodzi na to, że najlepszym terminem będzie 4,5 stycznia 2013, by połączyć to z akcją  Cappuccino dla Afryki

Nastała zima, bardziej z nazwy, jak z temperatury, czy aury, a my zajęliśmy się przygotowaniami… Program zapowiadał się bogaty!

W pierwszy dzień  było spotkanie z bratem Andrzejem Barszczem, od 10 lat pracującym w Czadzie,  z tak długiego pobytu ma się wiele dobrych  i trudnych wspomnień, refleksji i historii,  – o których książki nie piszą…  Najpierw był film, z komentarzami brata. Słuchając opowieści o ich Centrum Rehabilitacyjnym przypomniało mi się St. Martin. Zapamiętałam sobie zdanie: „Pomóc wstać człowiekowi, pomóc mu się wyprostować, nie znaczy postawić go na nogi operacją czy rehabilitacją. To wyprostowanie ma objąć całe życie człowieka, uzdolnić go do pracy, pokazać, że jest wartościowy, dać szansę”. I tak powstały tam szwalnia i mały zakład ciesielski. A w St. Martin osoby niepełnosprawne zajmują się rękodziełem. Wiele analogii mogłam znaleźć w podejściu do pomocy osobom niepełnosprawnym.

Na drugi dzień było spotkanie z Anią, pielęgniarką, pracującą w szpitalu w buszu. Ania z pielęgniarki stała się naraz lekarzem wszelkich specjalizacji. Ogromne wrażenie robiły na mnie historie, jak z niewielkim nawet zapleczem medycznym, czy farmaceutycznym – można wiele zrobić, bo… Pigmeje bardzo dobrze reagują na każdy lek, bo nigdy nie brali medykamentów. I tak rany, które u nas kwalifikowałyby się do przeszczepu, tam się leczy witaminą C – i ona działa. Były też historie o kilku dzieciach, które w ciągu jednej doby zmarły, było o chwili zwątpienia, ale też o nadziei, gdy jedno z nich cudem, prawdziwym cudem tej samej doby wróciło do zdrowia. Były też inne historie, jak ta: nie wiadomo jaka organizacja, kilka kilometrów od szpitala, szczepiła ludzi na grypę szczepionkami z Europy (bo ich data ważności mijała, a pewnie taniej jest to wysłać do Afryki jak utylizować). Efekt był taki, że potem wybuchła epidemia grypy… i wszyscy przyszli się leczyć do ich szpitala, a tamci? Pewnie odjechali nie zdając sobie sprawy ile problemów przysparza nieodpowiednia „pomoc”.

Był także i Bartek z opowieściami o wyprawie Globall 2012 i o tym, jak z jedengo pomysłu rodzą się nowe, jak z zabawy może się zrodzić świetny pomysł pomagania innym: social traveling . Za dużo by pisać, odsyłam do źródła, do wielu historii, które się wydarzyły i jeszcze wydarzyć się mogą…

Kilka słów o Artefakcie… No pięknie się włączył do akcji. Przez wszystkie 3 dni można było smakować Cappuccino a płacąc, zasilać budżet przeznaczony na posiłki dla dzieci z sierocińca. 1 zl to jeden posiłek. Jedna kawa to kilka takich posiłków.  Ukłony głębokie w stronę Szymona, bo my daliśmy tylko kilka złotych, a on cały dochód ze sprzedaży z tych dni…

Był jeszcze koncert zespołu „SagittariuS”. Też pełen energii i pozytywnych emocji. Fajnie, że do nas dołączyli!

Jeszcze kilka słów o tym sierocińcu… Pracuje tam brat Wieczorek, to właśnie jego książki czytałam przygotowując się do mojego wyjazdu do Kenii – „Koktajl misyjny” wieloaspektowo mówiący o pracy misjonarzy, i „Pęknięte serce Afryki” bardziej o sytuacji politycznej w Republice Środkowej Afryki. Niby go nie znam, ale jakbym pomagała znajomemu z widzenia…  Warto było!

Czadowa Tablica dla "Atlantydy" 2013

Czadowa Tablica dla „Atlantydy” 2013

Older Entries